2016/07/12

Gdzie nauczyć się hiszpańskiego? W Cartagena de Indias!

Z hiszpańskim miałem dotąd niewiele styczności, więc widmo podróżowania po Ameryce Południowej napawało mnie obawą. I choć dziś można tu sobie jako tako poradzić znając tylko język angielski i trochę uniwersalnych gestów, to español otwiera wiele drzwi. A gdzie nauczyć się go szybciej niż w hiszpańskojęzycznym kraju? 


Dwa tygodnie, które spędziłem w Kartagenie, były dla mnie jak porządny kopniak w tyłek. Nie zrozumcie mnie źle - Cartagena de Indias to przepiękne, pełne uroku miasto, skąpane w karaibskim słońcu, tonące w jaskrawych barwach wąskich uliczek, obsypane kwiatami i  przesycone zapachem egzotycznych owoców. To miejsce wyrwane z powieści przygodowych i filmów o piratach. Pokochałem je od pierwszego dnia i gdyby nie zabójcza duchota, mógłbym tam siedzieć dużo dłużej.






Co innego kurs językowy - nie wiem jak Wy, ale ja przez ostatnich 10 lat nie musiałem uczyć się niczego tak intensywnie (życia się uczyłem! a to raczej proces dość rozlazły). Pierwszego dnia w szkole nie nazwałbym wychodzeniem ze strefy komfortu, to było jak brutalne oderwanie od matczynej piersi. - Hola, como estas? Cómo te llamas? De dónde eres? - pierwsze dziesięć minut lekcji, a ja w nerwowym paraliżu siedzę spocony jak szczur. Długopis się zacina, aplikacja ze słownikiem nie odpala, kartki zeszytu przyklejają mi się do mokrych dłoni, a profesora, uparcie bez słowa po angielsku, zaprasza na przerwę. Kiedy minęła ta godzina? 



15 minut później odgrywamy scenkę, która ma nam pomóc utrwalić podstawowe pytania i odpowiedzi. Nie no szał, myślę sobie … Jestem w parze ze Szwajcarką, która mówi - farciara - po francusku, co dużo ułatwia: nawet gdy improwizuje i próbuje zgadnąć słowo bazując na francuskim odpowiedniku, często trafia. A ja z moimi pogniecionymi notatkami… no cóż, czytam, co wcześniej nabazgroliłem, profesora się uśmiecha i mnie poprawia, Szwajcarka zamiast pytać o wiek, wymyśla jakieś dyrdymały, a ja mam wrażenie, że się gotuję i rozpływam, mimo klimatyzatora, który wieje mi prosto w twarz w trybie turbo. Dzwonek. O losie, dziękuję, gracias i w ogóle! 

Padam o 21:00 i śpię jak zabity - nic mnie tak nie zmęczyło w czasie tej podróży dookoła świata, nawet chińskie dworce kolejowe i autobusowe, a to jest wyczyn. 



I tak mijają mi kolejne dni, profesora wyciska ze mnie ostatnie poty, a mój mózg pracuje na super wysokich obrotach. Do tego stopnia, że po pierwszym tygodniu zajęć radzę sobie w małej tienda na rogu, gdzie zwykle kupuję drugie śniadanie. Potrafię zamówić giga-zestaw obiadowy w lokalnej restauracyjce i poprosić uroczą panią o zapakowanie reszty na wynos, a w kolumbijskim odpowiedniku Starbucksa, kawiarni Juan Valdez, z łatwością proszę o kawę bez cukru, brownie na ciepło i kubek wody z lodem. Ze wszystkimi uprzejmościami oczywiście: buenos dias!, como estas?, gracias i hasta luego! Może powiecie, że to niewiele, ale dla mnie to ogromny sukces. Może nie od zera do bohatera, ale od paniki do komfortowego poruszania się po kolumbijskim mieście. A to było dla mnie najważniejsze.

Po dwóch tygodniach kursu (i wielu rozrywkowych popołudniach zapewnianych przez szkołę - byłem na kursie gotowania, jeździłem rowerem po murach obronnych miasta i kąpałem się w błotnym wulkanie) czuję, że kolejne dwa byłyby dla mnie zbawienne, ale też jestem bardzo zadowolony i w zasadzie całkiem z siebie dumny. Nie wpadam w panikę, gdy słyszę pytanie po hiszpańsku, a zamiast tego mówię Puedes repetir más despacio, por favor? i staram się złapać odpowiedź. Nie mogłem sobie wymarzyć lepszego rozpoczęcia mojej południowoamerykańskiej podróży. Ale muszę ruszać dalej - uzbrojony w notatki i zeszyt (nie pamiętam nawet, kiedy ostatnio miałem ZESZYT) jadę odkrywać karaibskie wybrzeże Kolumbii. I ćwiczyć swój hiszpański.






***
Dlaczego uważam, że taki sposób nauki hiszpańskiego (czy szerzej: każdego języka obcego) jest najlepszy? Bo moim zdaniem połączenie codziennych zajęć (podczas których angielski używany jet tylko w przypadku językowego impasu), prowadzonych przez lokalnego nauczyciela, z całkowitym zanurzeniem w hiszpańskojęzycznym środowisku (w którym ciężko dogadać się po angielsku), to sytuacja wprost idealna. Po hiszpańsku zamawiałem śniadanie w hostelu, później przez 4 godziny uczyłem się go w szkole, żeby wreszcie całe popołudnie ćwiczyć go w przeróżnych sytuacjach: w sklepie, restauracji, muzeum, na ulicznym straganie z owocami czy empanadas. W ten sposób hiszpański złapałem szybciej, niż się zorientowałem. 

INFORMACJE PRAKTYCZNE
JAK JECHAĆ: Cartagena de Indias leży nad Morzem karaibskim na północy Kolumbii. Możecie tu przylecieć (loty krajowe z reguły najtańsze u VivaColombia, ale warto też sprawdzić regularne linie lotnicze Avianca i LATAM) albo przyjechać autobusem - liczne połączenia z głównymi miastami w kraju.

GDZIE SPAĆ: Ja wybrałem butikowy, bardzo przytulny, czysty i niedrogi (Cartagena to najdroższe miasto w Kolumbii, więc nie warto porównywać cen z Medellinem czy Bogotą) Santo Domingo Vidal Hostal - serwują pyszne śniadanie, mówią świetnie po angielsku (na wypadek, gdyby Wasz hiszpański nie zawsze wystarczał ;)), a do szkoły miałem 5 minut spacerem. Do tego recepcja jest po prostu szałowa. Hostel mieści się w kipiącej lokalnym życiem i street artem dzielnicy Getsemani.


Santo Domingo Vidal Hostal 
Santo Domingo Vidal Hostal
KURS JĘZYKOWY: Nueva Lengua oferuje kursy w pakietach tygodniowych - dla mnie 2 tygodnie były świetnym zastrzykiem języka, jednak dla startujących od zera polecam minimum 3 tygodnie. Szkoła ma placówki także w Medellinie i Bogocie, a kurs możecie kontynuować w dowolnym miejscu - czyli na przykład zacząć w Kartagenie, a skończyć w Medellinie. To rewelacyjna opcja, jeśli planujecie pojeździć po Kolumbii. Zajęcia trwają od poniedziałku do piątku od 8:00 do 11:00 (lub 12:00 w trybie intensywnym), a każdego popołudnia oferowane są bezpłatne aktywności i wycieczki. A jeśli macie ochotę i możecie sobie na to pozwolić, szkoła zakwateruje Was w domu lokalnej rodziny, dzięki czemu będziecie mieli jeszcze więcej okazji do ćwiczenia języka. Więcej informacji i ceny na stronie internetowej


* Na kurs językowy w Cartagena de Indias zaprosiła mnie szkoła Nueva Lengua, której jestem ogromnie wdzięczny - nie tylko za świetne doświadczenie i nowych przyjaciół, ale przede wszystkimi za to, że pozbyłem się strachu przed podróżowaniem po Ameryce Łacińskiej. A to jest bezcenne. 
więcej o mnie