Mój powrót do Polski był do reszty zagmatwany, ale dzięki temu mogłem spędzić dwa dni w Los Angeles - poplątałem się więc po Venice i Santa Monica, a do pożegnalnej butelki chardonnay zafundowałem sobie… kanapkę z homarem.
No właśnie, ten niezwykły rok w podróży chciałem zakończyć mniej banalnie niż burgerem - kalifornisjkie wybrzeże słynie między innymi ze świetnych owoców morza, a co może komponować się lepiej z tutejszym winem? Zjadłem więc solidne śniadanie (z rewelacyjnym widokiem na pas startowy lotniska LAX), wskoczyłem do autobusu i obrałem kierunek na hipsterską Venice Beach - polować na smaczne zwieńczenie mojej wycieczki dookoła świata.
Pospacerowałem leniwie po nadmorskiej promenadzie, spiekłem nos drzemiąc na plaży, podpadłem panu z Bay Watch, zbliżając się za bardzo do jego błękitnej budki, zaopatrzyłem się w wino i paczkę Reese’s, a potem - wzdłuż szerokiej plaży, mijając boiska do siatkówki plażowej, siłownie pod chmurką i drogie hotele z ciężkimi, białymi okiennicami - poszedłem w stronę Santa Monica.
Odrobiłem pracę domową i wiedziałem, że Santa Monica jest znana między innymi z lobster roll, czyli… bułki z homarem. Jakkolwiek dziwacznie brzmi to połączenie (bo z czymś wymyślnym homara to jeszcze, ale z bułką?!), uznałem, że muszę go spróbować - w końcu słynne dania nie biorą się z kosmosu. Wszedłem więc w jedną z szerokich, eleganckich alei Santa Monici i zajrzałem do Santa Monica Seafood - jednej ze starszych i ponoć lepszych instytucji tego typu w okolicy.
SMS to delikatesy z owocami morza, kilkoma stolikami i barem ze świeżymi ostrygami, czyli dla każdego coś dobrego. Wysokie i jasne, industrialne wnętrze jest bardzo przyjemne, więc zamiast na wynos, jedzenie zamówiłem przy zalanym słońcem stoliku. Nie wymyślałem (choć karta i super świeże owoce morza w lodówkach kusiły) i zgodnie z planem poprosiłem o lobster roll. Po niedługiej chwili pojawiła się na stole kanapka idealna. Podpieczona, chrupiąca z zewnątrz i puszysta w środku bułka po brzegi wypełniona była dużymi kawałkami homara w słodkim sosie ze szczypiorkiem, do tego obowiązkowa cząstka cytryny i świeża sałata. Szaleństwo! Zupełnie się nie dziwę, że lobster roll jest jedną z popularniejszych przekąsek kalifornijskiego wybrzeża.
Najedzony (więc jak zwykle szczęśliwy), z giga-kubkiem kawy w ręku, wróciłem do hotelu - poleniuchować jeszcze chwilę przy basenie, a potem zjeść późny obiad. Okazał się on z resztą trochę zabawny, bo pyszny stek podano mi z… peruwiańskimi ziemniakami! Co za paradoks, że akurat fioletowych zmieniaków w Peru nie spróbowałem. Cały ten smaczny dzień zakończyłem, jak na mnie przystało, słodko: cytrynową tartą na kruchym spodzie. Omnonom.
Także pamiętajcie: jeśli będziecie w okolicach Santa Monici, koniecznie spróbujcie kanapki z homarem - ja następnym razem wezmę ją na wynos, kupię wino w kartoniku i zjem na plaży, patrząc na ocean. Lubię to miejsce!
INFORMACJE PRAKTYCZNE
JAK JECHAĆ: Do Los Angeles lata większość dużych linii lotniczych, a od kwietnia 2017 także bezpośrednio z Warszawy LOT.
GDZIE SPAĆ: Jeśli szukacie opcji niedaleko lotniska (z darmowym transferem), polecam Renaissance Los Angeles Airport Hotel - bardzo przyjemny, miła obsługa i rewelacyjny widok z pokoi na pas startowy!
CO ROBIĆ: Z okolic lotniska do Venice i Santa Monica dojedziecie wygodnie autobusem miejskim Big Blue Bus - za 1.25 $ możecie jechać dowolnie długi odcinek, a z przystanku do plaży jest 10 minut spacerem. Wzdłuż promenady regularnie rozmieszczone są ogólnodostępne toalety z prysznicami, więc możecie wygodnie poplażować, a potem umyć się i przebrać. Więcej o Santa Monica Seafood na stronie www.