Koreę Południową wspominam bardzo miło - między innymi przez niesamowite jedzenie, obok którego nie można przejść obojętnie. Ładne, aromatyczne i świetnie doprawione. A co warto wiedzieć o koreańskiej kuchni przed wycieczką do jej ojczyzny?
Dworskie wpływy
Na koreańskie jedzenie wilki wpływ miało to, co i jak jadano na królewskim dworze. To między innymi dlatego koreańscy szefowie kuchni przykładają ogromną wagę do idealnego zbalansowania temperatury, pikantności, koloru i tekstury serwowanych dań, które nierzadko są małymi dziełami sztuki. Ważną rolę w kształtowaniu koreańskich smaków odegrał też buddyzm, przez który do perfekcji opanowano wykorzystywanie warzyw i ziół - od korzeni po czubek listków.
Dużo małego
Banchan to wiele małych porcji różnych dań, coś jak ogromny zestaw małych przystawek – tak zwykle wygląda koreański posiłek. Na stole w jednym czasie lądują miseczki i talerzyki pełne przeróżnych smakołyków: gotowanych w wodzie, na parze, smażonych, surowych albo kiszonych (o tym kilka ważnych słów niżej), które je się z ryżem.
Dzielimy się!
A skoro o ryżu mowa: zwykle to jedyna rzecz na stole, która jest tylko Twoja – reszta dań, mniejszych czy większych, ląduje na środku stołu i jest dla wszystkich. To z resztą rzecz bardzo typowa dla azjatyckich kultur: posiłek to wspólna, rodzinna biesiada, więc znane nam na Zachodzie dania serwowane pod nos to w Azji raczej rzadkość. Dlatego ze środka stołu wybieramy to, na co mamy ochotę, nakładamy odrobinę na swoją porcję ryżu i zjadamy.
Ostre i intensywnie przyprawione
Coś, czego najzwyczajniej w świecie nie uda się Wam nie zauważyć. Ba, bardzo szybko zwrócicie na to uwagę, bo będzie piekło w język. Kuchnia koreańska jest pikantna, bardzo aromatyczna i intensywnie doprawiona – głównie czosnkiem, imbirem, olejem sezamowym, sosem sojowym, pastą sojową daenjang, czerwoną pastą chilli gochujang (to przez nią jedzenie jest intensywnie czerwone) i płatkami chilli gochukaru. Paradoksalnie jednak nietrudno znaleźć w Korei Południowej coś, co w ogóle nie będzie ostre!
Kiszonki
Którymi Korea Południowa poniekąd zasłynęła na świecie. No bo kto nie słyszał o kimchi? To kiszona kapusta pekińska z czerwoną pastą gochujang, w której poza papryką chili jest fermentowana soja, ryż kleisty i sól. Jednak kimchi to nie wszystko, bo Koreańczycy kiszą i fermentują dużo innych rzeczy – to sposób na zabezpieczenie żywności, ale też wydobycie z niej wartości odżywczych (bo że kiszonki są zdrowe, nikogo nie trzeba już przekonywać). Zabawne jest to, że dla nas kimchi nie jest aż tak zachwycające – no bo przecież kiszenie kapusty i zastawianie nią półek w piwnicy na całą zimą zna od małego większość z nas. Czego pewnie nie znamy, to kiszonej kapusty, która jest… ostra. I dlatego kimchi warto spróbować – ciężko byłoby z reszta tego nie zrobić, bo kiszonki podaje się w Korei Południowej do każdego posiłku!
Grillowanie
Do Koreańczyków przybliża nas nie tylko umiłowanie do kiszenia, ale też… grillowania! Koreańskie BBQ to jeszcze jeden niemal popkulturowy produkt – knajpy z nim znajdziecie bez trudu, a poznacie je po grillu wmontowanym w środek stolika i okapie, który nad nim zwisa. Zamawiacie talerz surowego mięsa i warzyw, które sami grillujecie przy stoliku – oczywiście robiąc wszystko pałeczkami, więc frajda podwójna. To właśnie tu zjecie słynną wołowiną bulgogi (w ciemnym, słodkim sosie) albo żeberka kalbi.
Street foodowy raj
Choć Azja obfituje w kraje słynące z ulicznego jedzenia i jest ono niejako wpisane w jej DNA, to Korea Południowa zasługuje moim zdaniem na miano street foodowego raju. Pewnie, poplączcie się po koreańskich knajpach, ale w żadnym wypadku nie pomińcie ulicznych straganów, a na których możecie zjeść na przykład klasyczne kluski ryżowe w pikantnym sosie tteokbokki, przypominający rolkę sushi kimbap albo obłędny, słodki hotteok. KONIECZNIE posmakujcie koreańskich ulic, ale wcześniej zajrzyjcie do mojego subiektywnego przewodnika po koreańskim street foodzie.
Soju – nie, to nie soja
No i wreszcie mały akcent wyskokowy na koniec – nie zdziwcie się, jeśli nawet w ciągu dnia zobaczycie Koreańczyków wychylających przy jedzeniu małe kieliszki. Soju - w charakterystycznych, niedużych zielonych butelkach – to bardzo często nieodzowny element posiłku, zwłaszcza koreańskiego grilla. To nic innego jak rodzaj wódki, ale uwaga: zwykle jest dość słaba (poniżej 20%) i smakowa, więc pije się ją bardzo miło, aż niespodziewanie przychodzi koreańska fala i… kończymy obiad wcześniej, niż byśmy chcieli. Mówię to z (niechlubnego) doświadczenia!
Brzmi smacznie? Szukasz innych tekstów o Korei Południowej? Zajrzyj tu!