Weekend na Podlasiu zawsze na tak! Gdy już wybierzecie się do mojej małej ojczyzny i zgłodniejecie, warto wiedzieć, gdzie warto jeść. Łapcie listę moich ulubionych miejsc, w których nakarmią Was tak, że nie będziecie chcieli wyjeżdżać.
Już wiecie, CZEGO TRZEBA SPRÓBOWAĆ NA PODLASIU, więc pora ustalić, GDZIE tego popróbować. Dla jasności: to zestawienie czysto subiektywne, powodowane moim własnym nosem i językiem. A że oba mylą mi się dość rzadko, to dlaczego nie miałbym się podzielić z Wami moimi odkryciami? Każda z tych knajp jest inna i każda ma do zaoferowania mnóstwo dobrego: jedzenia, serca, ciekawych (a czasem śmiesznych) historii, wyjątkowych wnętrza, a często też dodatkowych rozrywaczy w postaci koncertów, festynów czy weekendowych pikników. To się miejsca, do których wracam – będzie mi więc mega miło, jeśli kiedyś wylądujecie tam i Wy.
/Prowincja
Żeby zrozumieć mój sentyment do Prowincji, powinniście wiedzieć co nieco o moim dzieciństwie. Supraśl – nasze małe uzdrowisko, w którym leży restauracja – to mój drugi dom. Mieszkała tam moja prababcia i nadal mieszka bliska rodzina, więc wakacje, ferie zimowe czy choćby weekendy w Supraślu były czymś zupełnie normalnym. Latem pachniało tam lasem sosnowym i nagrzanymi słońcem drewnianymi domami, a zimą mrozem z domieszką dymu z kominów. Chodziłem do lasu, nad rzekę albo na sanki na górkę tuż za rogiem (zjeżdżało się z niej centralnie na ulicę, ale nikomu to nie przeszkadzało – czasy były inne, a leniwe, supraskie ulice zupełnie nie miały z tym problemu). Biegaliśmy też po placu w samym centrum miasteczka, gdzie – między dwoma kościołami – w wielkim, drewnianym budynku Domu Ludowego, było Kino Jutrzenka, w którym odgrzewano od czasu do czasu niekoniecznie najnowsze filmy.
No i zmierzając do brzegu: w tym budynku mieści się dziś właśnie Restauracja Prowincja. Nie za wielka, bardzo przytulna i wypełniona (bardzo zręcznie) pracami licealistów z supraskiego Liceum Plastycznego. Nad drzwiami: szyld z głową żubra, we wnętrzu: jasne drewno, książki i plakaty, za dużą szybą: uwijający się kucharze. To wszystko w akompaniamencie pysznej kuchni bez zadęcia.
Jest lokalnie (pochodzący z Podlasia właściciele dopilnowali, żeby w karcie były podlaskie smakołyki, kartacze z dziczyzną, pierogi, drożdżowe racuchy, nasz pyszny ser koryciński czy wypiekany tu regularnie sękacz – więcej o smakach Podlasia, które upolujesz też w Prowincji, przeczytasz TU), ale jest też nowocześnie i wizjonersko: zamiast pizzy, są cieniutkie, chrupiące podpłomyki, jest burger z delikatną, długi pieczoną wieprzowiną, a w serniku znajdziecie to, na co akurat jest sezon – ja byłem świadkiem bardzo udanego eksperymentu z agrestem. Z resztą Prowincja znalazła się w żółtym przewodniku Gault&Millau, więc nie jestem odosobniony w swoim oczarowaniu. Ania i Michał wyczarowali super miejsce! Zaglądajcie na ich FB - bardzo często organizują wydarzenia kulturalne i koncerty, więc możecie się załapać na 2 w 1.
/Zamek w Tykocinie
Prawdziwy, choć nowy: odbudowany praktycznie od zera, powoli, powoli nabiera pary w komin. W Zamku w podlaskim Tykocinie jest hotel i jest restauracja: w wielkiej sali jadalnej, pod nastrojowymi podcieniami, możecie zjeść całkiem sporo ciekawych, podlaskich smaczków: jeśli narwiańskie gęsie pipki to nie Wasza bajka, możecie sięgnąć po tradycyjne dania tatarskie czy żydowskie (w Tykocinie mieszkała kiedyś bardzo dużo społeczność żydowska) albo słodkowodne ryby z pobliskich rzek – zupa rybna urywa! Tykocin to super opcja na weekendowy wypad, więc zaplanujcie go tak, żeby mieć wystarczająco dużo czasu na plątanie się po komnatach zamku: najpierw jadalnej, a potem paru innych – podczas zwiedzania zamku z przewodnikiem. Ciekawa jest jego historia! Więcej o zamku dowiesz się TU, a TU znajdziesz mój przewodnik po Tykocinie.
/Kuchnia Dobromil
Aż mi się gęba śmieje! To miejsce wygrywające każdy ranking pod tytułem „miejsce niepozorne”. Ruchliwa droga numer 19, trasa z pobliskiego Bielska Podlaskiego do Lublina i wielki, wysypany żwirem parking, przy którym stoi niewielka, drewniana chatka. Stoi z resztą bardzo sztywno, bo od prawie 30 lat – kiedyś był tu przydrożny zajad, a dziś jest… kuchnia, jak w domu.
„No bo sam rozumiesz – tłumaczy mi Ula, która zajmuje się tym biznesem z mamą i siostrą – u nas jest jak w domu: coś się skończy w połowie dnia i znika z tablicy, potem coś podrzuci sąsiadka, bo na przykład zbierała w sadzie owoce, więc przygotowujemy coś innego. I tak codziennie!”. Prawdę mówiąc nie wiem, czy można usłyszeć w knajpie cokolwiek lepszego!
W Kuchni Dobromil zjecie więc świeże, domowe obiady, obłędne placki albo babkę ziemniaczaną, kwaśne mleko z ziemniakami czy pierogi – na przykład z jagodami i kwaśną śmietaną. A to nie wszystko – dostaniecie tu też boski chleb, który Dziewczyny wypiekają codziennie na czule hodowanym zakwasie, nieziemskie drożdżowe wypieki (Angela, siostra Uli, jest wypiekową czarodziejką) - jak na przykład puszyste rogale z domową konfiturą wiśniową i porzeczkowym lukrem (z płatkami kwiatów!) i świetną kawę – Dziewczyny, podobnie jak ja, są kawowymi radykałami, więc jeśli jesteście w tej części regionu, na kawę tylko Dobromil! Plus do woli możecie tu pić kranówkę, opakowania jednorazowe są ograniczone do minimum i nie ma tu słodzonych napojów gazowanych, a gazowana woda pochodzi od lokalnego producenta – gratki.
Jeśli mam Wam podać tylko jeden powód, dla którego warto zboczyć z trasy do Białowieży (bo to te okolice), będzie to Kuchnia Dobromil. Popatrzcie na ich Facebooka i Instagrama.
/Okno na Biebrzę
Nie wiem czy słyszeliście, że jeden z geometrycznych środków Europy jest na Podlasiu – a dokładniej w niewielkiej Suchowoli, mniej więcej w połowie drogi z Białegostoku do Augustowa (a więc przy trasie, którą – ze sporym prawdopodobieństwem – będzie kiedyś pokonywać; a jeden, dlatego że teorii środka Europy jest… niemało). O Oknie dowiedziałem się przypadkiem, ale tak mnie ono zaintrygowało, że nie mogłem sobie darować. Było warto tak bardzo!
Okno na Biebrzę jest super nie tylko dlatego, że do wystroju wnętrza użyto okien zdobionych przez rzemieślnika w tradycyjny, podlaski sposób, a na ścianie rośnie mech – jest super przede wszystkim dlatego, że super karmi. To też miejsce, w którym GIGANTYCZNĄ uwagę przywiązuje się do prezentacji dań i śmiem twierdzić, że pod tym względem to ścisła czołówka w regionie.
A co zjecie siedząc w Oknie? Tradycyjne soczewiaki („kotleciki” z ciasta z ziemniaków z farszem z soczewicy), świetny żurek z wędzoną kiełbasą własnej produkcji, tatara z trawą żubrową albo solidne danie obiadowe, jak na przykład boczek w rozmarynie. Wypijecie tu też podlaską herbatę na patyku (czyli pęczek ziół na patyku, który parzy się w szklanym imbryku) i zjecie obłędne desery: ciasta, tarty albo ciekawe desery w formie monoporcji, które przygotowuje na miejscu cukiernik. Przesmaczne i przeładne: popatrzcie z resztą sami.
/Restauracja Cristal
Znalazła się na końcu zestawienia nie przez przypadek – po pierwsze: to jedyna pozycja w samym Białymstoku, a po drugie: to totalna perełka, bo jako jedyna w regionie serwuje menu degustacyjne z prawdziwego zdarzenia (czyli precyzyjnie zaplanowany przez szefa kuchni posiłek, na który składa się sześć dań i trzy przerywniki, podawane przez kelnerów w określonym porządku). I właśnie to menu degustacyjne (może w opcji z dopasowanymi do każdego dania winami?) powinniście wrzucić na swoją podlaską listę – bo to nie jest zwykły posiłek, ale kompletne przeżycie, takie wiecie – marzenie każdego foodie.
A czego spróbujecie? Samych cudów. Kawioru z kwaśną śmietaną, słodkich kurek, delikatnego tatara z jelenia, ciekawego ravioli z podlaskim szczupakiem, OBŁĘDNEJ zupy rakowej (warto tu przyjść choćby dla niej!), narwiańskiego miętusa z werbeną i lekkimi kopytkami, gołąbków z podlaskiej jagnięciny oraz panna cotta z jeżynami i dereniowego sorbetu. Menu zmienia się sezonowo, więc jesienią możecie się spodziewać nowych turbo smaków!
Menu degustacyjne to super opcja na zakończenie albo rozpoczęcie podlaskiego weekendu – nietania, ale warta każdej złotówki. Dania doskonale się uzupełniają i tworzą niezwykłą całość, a każde z nich oparte jest na smakach podlaskich lasów, rzek i ogrodów. Pyszka, mówię Wam! Zajrzyjcie na FB po więcej info.