Bardzo możliwe, że mam wiejski gen, który z wiekiem się uaktywnia: weekendowe ucieczki z miasta na wieś jeszcze nigdy nie dawały mi tyle frajdy! No gdyby tak uciec od miasta, zaszyć się w sadzie i jeść owoce prosto z drzewa?
Między krępymi jabłonkami wita mnie Jurek i jego dziadek. Pan Daniel Pytel, dziarski dziewięćdziesięciolatek, to prawdziwy wizjoner – już lata temu odkrył, że przyszłością sadownictwa i produkcji żywności jest ekologia. Że konsumpcyjny pęd nie przyniesie nic dobrego. Że ludzie zaczną doceniać zdrowe owoce, tylko trzeba im to wytłumaczyć. Jurek Misch, który dziś zajmuje się rodzinnym gospodarstwem sadowniczym, podziela przekonania dziadka. Też jest z resztą wizjonerem, a pomysły na prowadzenie sadu i promowanie zdrowej żywności wyrzuca z siebie szybciej, niż jestem w stanie notować.
– Cześć! Witamy w Jabusko! Super, że przyjechałeś, nasz sad NAPRAWDĘ warto odwiedzić – rzuca, uśmiechnięty od ucha do ucha. Z natury jestem ufny, a czasem nawet łatwowierny, ale tu - stojąc na zboczu, które prowadzi na porośnięte jabłoniami wzgórze – nie mam wątpliwości, że Jurek ma rację. No właśnie: dlaczego warto przyjechać do Jabuska?
/ NA SOK
Bo to główny powód, dla którego gospodarstwo istnieje. Soki Jabusko są tłoczone na zimno, czyli wyciskane ze świeżych owoców. Nie są też filtrowane, dzięki czemu zachowują cenne substancje zawarte w owocach. Na wzgórzu w sercu sadu stoi niewielka wiata, a pod nią kilka leżaków – rozsiadamy się wygodnie, a ja nie mogę się napatrzeć na boski widok, jaki się stąd rozciąga. Jest chłodnawo i pochmurnie, ale to zupełnie nie przeszkadza: panorama zwala z nóg.
- Nasza misja to zdrowe, ekologiczne produkty – tłumaczy Jurek. – Sam z resztą spróbuj. Soki produkujemy z jabłek starych odmian, jak antonówka czy papierówka, bo to one mają prawdziwy, jabłkowy smak, który Polacy mają głęboko w pamięci i za którym dziś tęsknią. Żeby było ciekawiej, dodajemy do nich superfoody, takie jak rokitnik czy aronia, dzięki czemu powstają mieszanki o wyjątkowym smaku i wartościach prozdrowotnych. Po prostu lubimy robić dobre i zdrowe rzeczy! – sączę chłodny sok i potakuję głową: jest naprawdę smaczny!
/ PO OWOCE
Które są tu w centrum uwagi - i to nie tylko dlatego, że bez nich nie byłoby soku. Sad Jabusko jest otwarty, co znaczy, że można tu wpaść i narwać sobie owoców. W zależności od sezonu: wiśni, czereśni, jabłek, gruszek czy śliwek.
- Nazywamy to nawet owocową terapią – tłumaczy Jurek, wyraźne dumny z tej gałęzi rodzinnego biznesu. – Uciekasz z miasta, zaszywasz się w sadzie i zrywasz owoce. To fajna sprawa nie tylko dla dzieci! Wyobraź sobie, że przecież mnóstwo ludzi nie miało nigdy styczności z sadem, z owocem rosnącym na gałęzi, to dla nich naprawdę coś nowego. Czasem, gdy buszują w gałęziach, opowiadamy im o sadownictwie, o owocach i ich wartościach odżywczych, o ekologicznej uprawie. Rola edukacyjna jest dla nas bardzo, bardzo ważna!
- A potem? – pytam.
- A potem jadą z nimi do domu albo siadają pod wiatą, albo na kocu, piją nasz sok, chrupią jabłka, odpoczywają. O to nam chodzi, o powrót do natury. Mamy nadzieję, że już niedługo będą też mogli popróbować naszych suszonych owoców, robimy już pierwsze testy z naszymi śliwkami. Świetna sprawa! – rzuca Jurek na jednym wydechu.
- Soki, owoce świeże i suszone, superfoods: skąd tyle pomysłów?! – dopytuję.
- Sam nie wiem, zawsze tak było. Lubię wymyślać nowe rzeczy i wcielać je w życie. To najbardziej lubię w prowadzeniu własnego biznesu: bycie kreatorem, praktycznie niczym nieograniczonym. No i przyrodę! Miałem krótki epizod w dużym mieście, ale źle się tam czułem, więc wróciłem na wieś: biznes na wsi, blisko natury, to zdecydowanie moja bajka, daje mi mnóstwo satysfakcji. Tak jak powracający klienci, którzy doceniają nasze ekologiczne podejście i serce włożone w ten sad. Albo łączenie wsi z miastem i promowanie trendu ucieczki z miasta na łono natury. Chcę pokazać ludziom, że w sadzie, blisko przyrody, można odpocząć i odciąć się od rzeczywistości. Właśnie na przykład zrywając owoce!
/ PO WIDOKI
Tak, po widoki, obłędne krajobrazy, piękne pejzaże – nazywajcie je, jak chcecie, ale Jabusko ma coś, czego nie ma żaden mi znany sad w Polsce: nieziemskie położenie. Stojąc na porośniętym sadem wzgórzu możecie godzinami gapić się na okolicę i równiutkie rzędy drzew. Świętokrzyskie jest tu pofalowane, więc dla mnie - przyzwyczajonego do płaskich łąk Podlasianina – te tereny to jak plac zabaw dla oczu. Mało tego: te same widoki możecie oglądać, stojąc na drabinie i zrywając jabłka albo śliwki – nie musi być do kosza, za jedzenie owoców prosto z drzewa nikt Was tu nie skarci. Mówię Wam: jeśli znacie podobnie malownicze zakątki w innych częściach kraju, rzucajcie wszystko i zakładajcie tam swój wiejski biznes! Do tak ładnych (i zżytych z naturą!) miejsc aż miło się przyjeżdża. PS - może pola lawendy? Wciąż ich u nas mało!
/ NA PIKNIK
Z widokiem, jak już ustaliliśmy wyżej. Przyjedźcie tu ze swoim kocem (albo walnijcie się na Jabuskowych leżakach), zabierzcie ze sobą jakiś prowiant (owoce zerwiecie i kupicie na miejscu) i może nawet butelkę wina, jeśli znajdziecie kierowcę. Pogapcie się na wszechobecną zieleń, podrzemcie, odpocznijcie!
- Ten mały punkt widokowy to nasze oczko w głowie. To świetne miejsce, żeby na chwilę zwolnić. Goście siadają na trawie, na leżakach, popijają sobie nasz sok i odpoczywają. Uwielbiam to obserwować! To miejsce chcemy z resztą trochę rozbudować: ta wiata będzie zabudowana i będzie funkcjonowała jako sezonowy sklep z naszymi produktami. Chcemy, żeby każdy mógł tu kupić nasze owoce, sok, może wypożyczyć kosz piknikowy, żeby rozsiadł się na kocu, jadł, pił i odpoczywał. Krótko mówiąc: żeby uciekł na chwilę na wieś.
- Piknik w sadzie, jechałbym w ciemno!
- No właśnie! Czasem organizujemy tu rodzinne pikniki i widzimy, że goście to uwielbiają. Z resztą w sadzie można robić dużo więcej rzeczy: ćwiczyć jogę albo crossfit, medytować. Mam mnóstwo takich pomysłów, tylko czasu mi na wszystkie brakuje! – śmieje się Jurek.
- Wcale się nie dziwę, mam wrażenie, że pomysłami mógłbyś obdarować parę innych osób.
- Czasem też taki robimy! Chcę ci potem przedstawić znajomego, z którym wymyślamy takie różne szalone rzeczy – dorzuca, wyraźnie z siebie zadowolony.
- No dobra, to wszystko brzmi świetnie, ale… sam jestem przedsiębiorcą, nie zawsze jest tak kolorowo?
- Wiesz, prowadzenie biznesu na wsi powoduje pewne wyzwania. Ostatnio bardzo zmagamy się z brakiem siły roboczej: po prostu nie ma z kim pracować! Ile mogę, robię sam, mam w okolicy zaprzyjaźnione osoby, które po pracy wpadają zrobić w sadzie to i owo, ale bez stałych pracowników bywa naprawdę ciężko. To wciąż bardzo przyjemna i satysfakcjonująca praca, blisko natury, która jest dla mnie bardzo ważna, ale bywa trudno. Z tego samego powodu ważna jest też dywersyfikacja.
- Czyli?
- Rozbudowanie swojego modelu biznesowego: oprócz sadu i soków Jabusko ma też drugą odnogę: promujemy i sprzedajemy produkty eco. Musy, miody, przetwory, oleje, superfoods. To pozwala poniekąd uniezależnić się od sadu i przy okazji świetnie wpisuje się w nasze podejście do ekologicznego biznesu i zdrowego jedzenia – tłumaczy i zaprasza mnie do samochodu: jedziemy poznać Janusza.
/ PO MIÓD
Po pięciu minutach jazdy wjeżdżamy w nieduży zagajnik, w którym stoi pasieka Janusza Gębicza. Wokół kolorowych uli słychać intensywne bzyczenie. Zakładamy kapelusze z siatką i idziemy zajrzeć do jednego z nich. Janusz tłumaczy nam, jak jest zbudowany ul, jak odróżnić robotnicę od trutnia, gdzie zwykle przebywa matka. Delikatnie wyciąga z ula kratki z woskiem, z którego odsącza się miód. Daje nam też spróbować odrobinę świeżego, lejącego się miodu, a ja w sekundę przenoszę się do sadu z dzieciństwa, gdzie - poza jabłonkami – stały ule mojego dziadka. Chodził wokół nich zakapturzony, a potem przynosił nam pokrojone kawałki wosku, z którego wysysaliśmy miód, rolując w buzi językiem wosk w niewielką bryłkę. Wygląda na to, że Pęczelice znają sposób na powrót do dziecięcej sielanki, propsuję!
Pobliska pasieka to jednak nie wszystko – Jurek współpracuje też z Mariuszem Roszkowskim, właścicielem Olejarni Zagłoby, rodzinnej manufaktury naturalnych olei roślinnych. Olejarnia, pasieka i sad Jabusko skrzyknęły się we wspólny projekt o nazwie Ponidziański Dukt, w ramach którego – jeśli macie więcej czasu – możecie zajrzeć do każdego z tych miejsc. Zdrowy olej, świeży miód, soczyste, słodkie jabłka i na koniec piknik z widokiem na świętokrzyskie wzgórza. Ja nie mam pytań!
/ NA SZARLOTKĘ
Żegnam się z Januszem i Jurkiem i zaopatrzony w miód wracam do sadu – bo w końcu jak jabłka, to szarlotka, co nie? Do Pęczelic przyjechałem ze swoją kuchenką turystyczną, bo zamarzyło mi się zrobienie szybkiej szarlotki z patelni… właśnie w sadzie (codziennie coś nowego!). Spokojnie, wy pozostańcie w Jabusku przy zrywaniu owoców, a tą szybką szarlotkę z patelni zróbcie w domu. Warto! Jeśli lubicie jabłka, cukier i masło (omnomnommm).
SZYBKA SZARLOTKA Z PATELNI
/ BĘDZIECIE POTRZEBOWAĆ
- 1 duże lub 2 średnie jabłka
- 2 jajka
- 2 łyżki mąki
- 1 czubata łyżeczka masła
- 1 płaska łyżka brązowego cukru
- 1 płaska łyżka cukru pudru
- duża szczypta cynamonu
/ CO ROBIĆ
- Pokroić jabłka w grubą kostkę (nie musi być równa).
- Na patelni rozpuścić cukier i wrzucić masło. Dodać jabłka, oprószyć cynamonem i smażyć 3-4 minuty na średnim gazie, co jakiś czas mieszając.
- Białka ubić na sztywną pianę. Dodać cukier i wymieszać. Dodać (po jednym) żółtka, po każdym wymieszać. Dodać mąkę na 3-4 razy, wymieszać.
- Zmniejszyć ogień pod jabłkami i wylać na nie ciasto. Wyrównać, żeby je równomiernie pokryło. Przykryć i smażyć, aż ciasto będzie gotowe (u mnie ok. 15 minut).
- Zdjąć z ognia i wyłożyć do góry nogami na talerz (najłatwiej przykryć patelnię talerzem i szybko odwrócić razem, żeby ciasto opadło na talerz).
Krótko podsumowując: objedzony szarlotką (złośliwi powiedzą, że omletem z jabłkami) posiedziałem jeszcze chwilę w sadzie z kubkiem świeżego soku z jabłek i rokitnika i wróciłem do domu. Jabusko to świetna miejscówka na weekendowy wypad, gdzie można polatać boso po sadzie, pojeść owoce prosto z drzewa, pochillować na kocu i jeszcze zrobić owocowe zapasy. Poleca się!
/ JAK JECHAĆ?
Pęczelice leżą przy drodze numer 73, około 7 kilometrów od Buska Zdroju. Sad Jabusko leży na końcu drogi jadącej w dół z centrum wsi. Skontaktujcie się z z nimi przez wizytą! Najlepiej przez FB.